KE 2016.05 - flipingbook caly - page 70

5 / 2016 / vol. 5
Kosmetologia Estetyczna
508
artykuł
Kosmetologia Estetyczna
A
Gorzej niestety przedstawiała się sytuacja mężczyzn. Panów
ubierających się w stylu hippie – którzy mogliby korzystać na kra-
wieckich i dziewiarskich talentach żon, matek czy sióstr – nie było
wielu, dla reszty pozostawały do wyboru: styl pierwszego sekre-
tarza, czyli smutna, byle jaka marynarka, styl turystyczny, czyli
koszula w kratę, bądź styl casual, czyli koszula względnie gładka,
z nieodłącznym sweterkiem na wierzch w chłodniejsze dni.
|
|
Medycyna króla Ćwieczka
Biada temu, kto w czasach PRL-u cierpiał na jakiekolwiek po-
ważniejsze problemy dermatologiczne. Obecnie stosowane te-
rapie (zresztą i dziś nie zawsze skuteczne) nie istniały, a o takich
preparatach jak kolagen aktywny biologicznie, nieodzowny ele-
ment walki z trądzikiem, można było tylko pomarzyć (choć to
w latach osiemdziesiątych, czyli jeszcze w PRL-u, polscy uczeni
podejmowali pierwsze próby jego uzyskania). Od dermatologa
można było wyjść co najwyżej z maścią cynkową, która wpraw-
dzie wysusza pryszcze, trądziku jednak nie wyleczy. Za jedyny
kosmetyk przeciwtrądzikowy specjaliści uznawali często my-
dło siarkowo-dziegciowe. Podobno niektórym pomagało, inni
jednak musieli obnosić się z ostrymi postaciami trądziku mło-
dzieńczego. Wizyty w osiedlowych gabinetach kosmetycznych,
gdzie nieznane i niedostępne były takie podstawowe dziś meto-
dy, jak eksfoliacja, dermabrazja, lasery, a „pielęgnacja” cery trą-
dzikowej polegała po prostu na wyciskaniu pryszczy, zwykle
jedynie pogarszały stan nieszczęśnika.
Bywały oczywiście wyjątki w tej regule, czyli dermatolodzy
poszukujący nowych rozwiązań – i znajdujący je. Do takich
ustawiały się długie kolejki, a fama rozchodziła się szeroko. Do
wrocławskiej dermatolog, przyjmującej gdzieś na Zalesiu, zjeż-
dżali się ludzie nawet z innych rejonów Polski.
|
|
Ważne cowgłowie, nie co na głowie
Regularne wizyty u fryzjera stanowiły chyba jedyny powszech-
ny element reżimu kosmetycznego przeciętnego Polaka, prze-
strzegany przez wszystkich niezależnie od wieku i płci. W przy-
padku panów i dzieci element ten ograniczał się do strzyżenia
(u tych pierwszych w grę wchodziło jeszcze golenie), panie za to
mogły wybierać i przebierać w dodatkowych możliwościach – od
tlenienia i farbowania po trwałą. Były to usługi niezmiernie popu-
larne, a kogo natura pozbawiła naturalnych pukli, ten zazwyczaj
paradował z typowo peerelowską dość mocno poskręcaną fryzur-
ką afro
à la polonaise
. Ówczesny wybór odcieni był ograniczony,
sprowadzający się do paru odcieni henny (panie stosowały ją też
samodzielnie w domu) bądź osobliwych wynalazków – w pew-
nym okresie lat osiemdziesiątych wiele pań z dumą nosiło na gło-
wie nastroszoną trwałą w zaskakującym odcieniu bladego fioletu.
Loki można było sprawiać sobie również samodzielnie
w domu. Lokówki nie były wprawdzie powszechnie dostępne,
za to w każdej łazience znajdował się zestaw plastikowych wał-
ków do włosów, w których wiele pań sypiało.
Jeśli chodzi o samą kondycję włosów, nie brakowało abnega-
tów. Widok tłustych strąków nikogo specjalnie nie bulwersował,
a myśl o tym, że włosy można by myć w razie potrzeby codzien-
nie, nie mieściła się w głowie przeciętnego Polaka. Znajoma
przeżyła szok, gdy bawiąc raz w odwiedzinach u znajomych na
Zachodzie, musiała wysłuchiwać biadań swojej gospodyni, która
wskutek jakiegoś zabiegu dermatologicznego przeprowadzonego
na skórze głowy otrzymała zakaz jej mycia przez 10 dni. Gospo-
dyni nie mogła tego przeboleć, nie wyobrażała sobie, jakim niby
cudem zdoła przeżyć ten okres. Znajoma tymczasem myślała so-
bie, że w Polsce często dopiero po 10 dniach ludzie zaczynają się
zastanawiać, czy może by tej głowy nie umyć.
Wielkiego wyboru środków do pielęgnacji włosów nie było,
z drugiej jednak strony te dostępne nie były aż tak naszpikowa-
ne chemią i szkodliwymi dodatkami jak wiele dzisiejszych pro-
duktów. Popularnością cieszyła się woda brzozowa (dostępna
do dziś) przeciwko wypadaniu włosów, co ambitniejsze panie
robiły sobie płukanki ziołowe z ziół kupowanych w Herbapolu.
Ci, którzy myli włosy mydłem – specjalistycznym albo szarym
– spłukiwali je potem miękką wodą z sokiem z cytryny. Istnia-
ły też odżywki, np. preparat o nazwie Petrol i zapachu – rzecz
jasna – nafty. Wśród gawiedzi krążyły zresztą pogłoski, że
Violetta Villas właśnie regularnym wcierkom z nafty zawdzię-
cza swe bujne włosy. Zazdrościła ich jej każda kobieta, a Villas
Materiały prasowe
1...,60,61,62,63,64,65,66,67,68,69 71,72,73,74,75,76,77,78,79,80,...112
Powered by FlippingBook