5 / 2016 / vol. 5
Kosmetologia Estetyczna
507
artykuł
Kosmetologia Estetyczna
A
Estetyka PRL-u,
czyli przaśnie lub oryginalnie
Anna Pikura
Twórczyni marki
luksusowych biokosme-
tyków ANNA PIKURA,
właścicielka klinik ANNA
PIKURA. Wdrożyła
koncepcję Nowej Kultury
Urody, której przyświeca
zasada konkretnych
rezultatów, uzyskiwanych
dzięki cennym naturalnym
składnikom i metodom.
Z wykształcenia socjolog.
|
|
Swojsko i przaśnie
Mydło, szampon i krem to jednak nie jedyna tajem-
nica schludnego i ładnego wyglądu. Zwłaszcza jeśli
natura (bądź ingerencja ludzka, np. efekt uboczny
leków czy „chemii”) obdarowała nas niepożądanymi
elementami urody.
Takim elementem jest z pewnością zarost u kobiet,
w tym owłosienie na nogach i rękach. O produk-
tach do depilacji w sklepach wówczas nie słyszano,
a usługa depilacji w gabinecie kosmetycznym była
dla przeciętnej kobiety ewenementem. Dopiero przy
spotkaniach z gośćmi z zagranicy (albo podczas
wyjazdów zagranicznych) panie ze zdumieniem
słuchały, że cudzoziemska kuzynka czy znajoma
dopiero co była się „woskować” (
wax
). Co bardziej
cierpliwe i wytrzymałe na ból, wyrywały zarost na
twarzy pęsetą albo korzystały z mężowskiej golarki,
wiele pań nie przejmowało się jednak zbytnio, dziel-
nie dźwigając to brzemię, którym je los obdarzył,
i nie budząc zresztą specjalnego zdziwienia. Gładkie
damskie pachy to również cecha Polek dopiero po
tzw. transformacji.
Mizeria dotykała też dziedzinę ubioru. Wsklepach
przeważnie nie było nic ciekawego, a po towary „rzu-
cane” nagle na stoiska w domach handlowych usta-
wiały się długie kolejki i przypuszczano gremialne
szarże. Kto nie miał na to nerwów, ten chodził ubra-
ny byle jak. Również jednak i w tej dziedzinie wie-
le zależało od indywidualnej inwencji. W sklepach
z materiałami zawsze można było cokolwiek dostać,
pasmanterie – dziś sklepy praktycznie niespotykane
– były pełnewszelakichwykończeniowych dodatków.
Panie więc albo udawały się do zawodowej krawco-
wej i szyły sukienki wedle zachodnich żurnali (np.
ściąganej z zagranicy niemieckojęzycznej „Burdy”),
albo zaopatrywały się w biurach u koleżanek po-
siadających krewnych za granicą, albo chodziły po
bazarach i do „prywaciarzy”, którzy sobie znanymi
sposobami zdobywali towar niedostępny w sklepach
państwowych. Albo też... same chwytały za nitkę
i igłę, popisując się kreatywnością. W księgarniach
dużym wzięciem cieszyły się książki poświęcone
sztuce szydełkowania, haftu, szycia czy robienia na
drutach. Znajoma, która jako nastolatka ubierała się
właśnie w ten sposób, zawsze mogła przehandlować
swoje ciuchy zagranicznym gościom w zamian za
ich „markowe” z fabrycznej taśmy – to, co u nas trak-
towano nieco pogardliwie jako „robótki ręczne”, na
Zachodzie już wtedy doceniano jako niepowtarzalne
i drogie
hand made
.
S
ocjalistyczne państwo dbało o to, aby Polacy mieli „kosmetyki pierwszej potrzeby”. Mydła, pasty
do zębów, szampony, płyny do kąpieli, a to wszystko również w wersjach dla dzieci. Uniwersalną
rolę pełnił krem Nivea.
Szukający produktów „bardziej zaawansowanych”, jak kremy do twarzy czy perfumy, mogli wybierać
między kosmetykami masowymi a „ekskluzywnymi”, czyli linią Pani Walewska, produkowaną przez
Miraculum (perfumy i krem), bądź zachodnimi kosmetykami z Peweksów. Wzasadzie sprzedawano tam
produkty głównie ze średniej, a nawet niższej półki, Polakom jednak jawiły się one jako szczyt luksusu.
Materiały prasowe